środa, 26 października 2022

Skład Towarów Kolonjalnych - Garfinkiel

Hurtowy Skład Towarów Kolonjalnych i Galanteryjnych oraz skład cukru

J. Garfinkiel, Jędrzejów

Telefon Nr. 19.


Źródło / source:

Kalendarz przemysłu i handlu na 1927

wtorek, 25 października 2022

Laboratorjum zębów sztucznych - Szaferman

 

Gabinety lekarsko-dentystyczne i Laboratorjum zębów sztucznych

Lekarzy-dentystów E. i J. Szaferman

Jędrzejów Kielecki

plac Tad. Kościuszki (Rynek) 3


Źródło / source:

Kalendarz przemysłu i handlu na 1927

poniedziałek, 24 października 2022

Drukarnia i księgarnia - Mordkowicz


Drukarnia i Księgarnia

oraz skład materjałów piśmiennych

Z. Mordkowicz

Jędrzejów, ul. Pińczowska No. 2.


Źródło / source:

Kalendarz przemysłu i handlu na 1927

poniedziałek, 17 października 2022

Biznesy różne - Halprin

 

Zakład Mechaniczny, Wyroby Cementowe, Skład Maszyn i Narzędzi Rolniczych, Fabryka świec i mydła oraz skład nafty

J. Halprin - Jędrzejów, ulica Klasztorna Nr. 27.

Telefon Nr. 25.


Źródło / source:

Kalendarz przemysłu i handlu na 1927

niedziela, 16 października 2022

Straż Ogniowa

(...)

Ochotnicza Straż Pożarna w Jędrzejowie zorganizowana została w 1900r.

(...)

Do pierwszego Zarządu Towarzystwa Straży weszli ponadto: Bronisław Parczewski, zastępca naczelnika powiatu, Michał Gorczyński i Gabryel Zajączkiewicz jako członkowie zarządu. Zastępcami członków zostali: Abel Śledzik, Piotr Szymański i Stanisław Panaszewski.

(...)

A oto nazwiska członków Towarzystwa Pożarniczego w Jędrzejowie, którzy złożyli swój podpis na pierwszym walnym zebraniu Towarzystwa w dniu 5.XII.1900 r.: Mikołaj Głowacki, prezes Towarzystwa, Naczelnik Powiatu Jędrzejowskiego, Bronisław Parczewski, członek zarządu, zastępca naczelnika powiatu, Zembrzuski, Kwiatkowski, Zajączkiewicz, Stanisław Panaszewski, F. Jaworski, Majewski, Józef Przypkowski, dr Palusiński, Antoni Jędrzejewski, B. Raszel, B. Majewski, W. Szczeciński, J. Komorowicz, R. Kalinin, K. Szczeciński, Gąsiorowski, Władysław Jędrzejewski, A. Popielec, Edmund Jeżewski, J. Eizenberg, Chain Leib…, Józef Miśtalski, Franciszek Bolechowski, Stanisław Nurczyński, L. Eizenberg, Szydłowski, Józef Rutkiewicz, Wincenty Podraza, Aron Sankiewicz, Antoni Szymański, Karol Gądzik, G. Baradulin, Ludwik Tarasiewicz, Józef Gołębiowski, dr Przypkowski Feliks, Stanisław Celejewski, , A. Kloc, Ignacy Wawerek, Myśliński, Julian Zakrzewski, F. Bilewicz, Jaskłowski, S. Glejzer, lekarz Adamski, Gorczyński, M. Podnowicki.

(...)

Godny uwagi jest fakt, że pierwsi członkowie Towarzystwa Pożarniczego w Jędrzejowie rekrutowali się najczęściej z rzemieślników. Tradycja ta była podtrzymywana przez wiele lat, potem w skład Towarzystwa wchodzili także i urzędnicy państwowi oraz rolnicy.

(...)

O przeprowadzonych w maju 1901 r. w Jędrzejowie wyborach nowo zatwierdzonej straży (zapewne drugie) informowały kolejne wzmianki. Wiadomo, że naczelnikiem straży został nadal Adolf Wardzichowski, a na naczelników oddziałów wybrano: I - Efimowa, II - Kiersztejna, III - Jędrzejewskiego, IV - Bobrowskiego, V - Wewereka. Do Rady zarządzającej weszli: Głowacki, Kwiatkowski, Zembrzuski, Jarczyński, Parczewski, Szymański, Szczeciński, Wł. Nachmija, A. Śledzik.

(...)

Od 20.II.1905 r. naczelnikiem straży pożarnej w Jędrzejowie został dr Feliks Przypkowski, jego pomocnikiem Karol Szczeciński. Członkami zarządu zostali Ostaszewski, Sucharkiewicz, Pitass, Nurczyński. Zastępcami członków zarządu byli: Łagiński, Gorczyński, Adamowicz. Członkowie Komisji Rewizyjnej: Zembrzuski, Antoni Jędrzewski, Jan Pater, zastępcami: Abel Śledzik, Chaim Hamburger, Ignacy Komorowicz, a gospodarczym (intendentem) Józef Dutkiewicz.

(...) 

Z większych pożarów w Jędrzejowie należy odnotować pożar w 1903 r. który wybuchł w wyniku lekkomyślnego żartu Żyda na stacji kolejowej w Jędrzejowie. Sprawca rzucił zapaloną szmatę na beczki z naftą. Spłonęło wtedy 6 beczek napełnionych naftą i 14 pustych. Inny pożar w tymże roku pochłonął 20 zabudowań w Jędrzejowie. W czasie ratowania swego mienia poparzyła się Żydówka i w kosekwencji zmarła.

Znamy jeszcze pożary w Jędrzejowie z późniejszych lat, a mianowicie pożar zabudowań fabrycznych z maszynami Abrama Stobeckiego w 1913 r., którego straty wynosiły 17.330 rub, i pożar wież klasztoru cysterskiego w 1914 r., spowodowany ostrzeliwaniem z dział przez Niemców, w czasie działań wojennych. Spaliły się wtedy między innymi hełmy barokowych wież.

(...) 

Godzi się wspomnieć, że w czasie gaszenia pożarów, tak w terenie jak i w mieście, strażacy jednostki jędrzejowskiej odznaczali się bardzo często bohaterstwem, np. w czasie gaszenia pożaru Werdygera i Szpilberga 27.I.1937 r. dwóch strażaków - Władysław Łuszczek i Józef Rama - poniosło śmierć w czasie pełnienia obowiązków służbowych, tzn. w czasie gaszenia pożaru.

(...) 

 

Źródło / source:

Historia Ochotniczej Straży Pożarnej w Jędrzejowie - Arkadiusz Sokół, Jędrzejów 1975

http://andreovia.pl/publikacje/dotykanie-historii/item/571-historia-osp-jedrzejow

sobota, 15 października 2022

piątek, 14 października 2022

KSIĘGA PAMIĘCI - Rywka Zaromb-Hutnik / Buenos Aires

Moje drogie miasteczko Jędrzejów

Ponad 40 lat dzieli mnie od tamtego czasu, od tamtych ludzi i wydarzeń, a pomimo to wszystko jest jasne i wyraźne - każdy najdrobniejszy szczegół. Z perspektywy minionego czasu widzę bogate i pełne wigoru życie, które rozgrywało się w pięknych barwach - pomimo biedy i innych trudnych czynników, które stawiały w ciężkiej sytuacji życie żydowskie w Polsce.
To prawda, że życie miało swoją powszedniość - zarabianie na chleb i inne potrzeby. (…)
Ale prawdą jest też, że skrzyło się tam życie kulturalne, którym w stosunku do niewielkiej społeczności żydowskiej, moglibyśmy obdzielić kilka większych miast.
Być może stąd bierze się fakt, że moje wspomnienia nie kręcą się wokół codziennego życia, pracy i utrzymania rodziny, ale raczej towarzystwa kulturalnego „Muza”. Koncentrowała się wokół niego niezwykła aktywność, przede wszystkim młodzieżowa.
Przypadło mi w udziale być świadkiem pierwszych kroków towarzystwa kulturalnego i mam coś do opowiedzenia na temat historii, która stworzyła grunt i zrodziła potrzebę stworzenia „Muzy”. Wpłynęła ona mocno na życie jędrzejowskiej młodzieży i przyczyniła się do jej społecznego i kulturalnego ukształtowania.
Grupa młodzieży, pod kierownictwem Mendla Dancikera, pracowała nad wystawieniem sztuki „Sara Szejndel”. (Żadną miarą nie mogę sobie przypomnieć nazwiska autora). Rolę tytułową, Sarę Szejndel, miał zagrać Motl Rajzman ale jego rodzice absolutnie nie wyrazili na to zgody. Do przedstawienia pozostały tylko trzy dni i nie było komu go zastąpić. Reżyser sztuki wpadł wtedy na pomysł, abym to ja spróbowała swoich sił w tej roli. Moja rodzina wyraziła pewien sprzeciw [na myśl], że miałabym zostać „aktorką”. Szybko wywalczyłam sobie jednak niezależność zdobywając, razem ze swoją przyjaciółką Hańcią Kamrat, zawód szwaczki. Opuściłam dzięki temu dostatni dom mojego ojca, aby „proletaryzować się” - to było dążenie ówczesnej młodzieży.
Poddasze, na którym razem mieszkaliśmy i pracowaliśmy było wówczas miejscem spotkań młodzieży, w którym wspólnie dyskutowaliśmy, śpiewaliśmy ludowe pieśni, przede wszystkim wzywające do walki.
Taki oto los, który był moim udziałem, pozwolił mi podjąć moje pierwsze próby w żydowskim teatrze pod okiem Mendla Dancikera.

Zarząd Biblioteki im. I. L. Pereca przy Towarzystwie „Muza” w Jędrzejowie. Na zdjęciu od prawej siedzą: Abraham Chenciński, Kalman Chenciński, Izrael Gurtman, Szlama Dawid Belfer, Herszel Renkoszyński, Rywka Zaromb. Stoją Chawa Tenenbojm, Berl Fridman i Chaim Lederman. [Na ścianie portret Icchoka Lejba Pereca - klasyka literatury jidysz - przyp. MM]
 
 

Do dziś nie mieści mi się w głowie, że w tak krótkim czasie, jaki pozostał na próby (ledwo trzy dni) i przy moim niewielkim doświadczeniu w tej dziedzinie (bo nie byliśmy rozpieszczeni jeśli chodzi o teatr), udało mi się nauczyć mojej roli. Pokazałam się i triumfowałam. Moja rola jako Sara Szejndl była wielkim osiągnięciem, a przedstawienie - wspaniałym sukcesem.
Pierwszy triumf rozbudził nasz apetyt więc pracowaliśmy dalej, wystawiając później poważne przedstawienia. Między innymi „Opowieść o siedmiu powieszonych” [Leonida] Andrejewa. Ale znaczenie naszego pierwszego przedstawienia [Sara Szejndl] polegało na tym, że dało ono impuls dla stworzenia „Muzy”, która była pierwszym etapem naszej drogi na szczyt.
Ówczesna grupa aktorów-amatorów nie stawiała sobie początkowo żadnych większych celów. Nie miała także jasno zdefiniowanego charakteru. Byli tam ludzie o rozmaitym pochodzeniu społecznym i politycznym. Powstanie „Muzy”, która wzięła sobie za wzór będzińską „Muzę”, od której zapożyczyła także statut, postawiło przed nami konkretne zadania: upowszechnianie kultury wśród mas żydowskich i w naszym miasteczku.
Założyliśmy bibliotekę imienia I.L. [Icchoka Lejbusza] Pereca, w zbiorach której znajdowały się najlepsze i najnowsze dzieła literatury żydowskiej. Wkrótce pojawił się też dział literatury polskiej. Otworzyliśmy także czytelnię, w której dostępne były wszystkie gazety i czasopisma żydowskie, niezależnie od (ich) politycznego charakteru. Działał także klub szachowy.
Nasza działalność rozszerzyła się i grupa, która była początkowo tylko kółkiem teatralnym, podjęła wiele innych zagadnień żydowskiej kultury.
„Muza” rozwinęła się, a jej sława wykraczała poza granice miasta.
To miejsce, początkowo tylko miejsce spotkań młodzieży, stało się adresem dla wielu żydowskich pisarzy i działaczy kulturalnych, którzy przyjeżdżali do nas z Warszawy.
Nie zapomnę nigdy atmosfery święta, którą przywiózł ze sobą młody wówczas Perec Markisz, przybyły do Jędrzejowa. Byli u nas także Efroim Kaganowski, Mejlech Rawicz, Leo Finkelsztajn, Joel Mastbojm, dr Jechiel Halpern i inni.
Wszyscy byliśmy młodzi i dziś wydaje się, że samo życie było młodsze od nas. Atmosfera święta nie trwała jedynie podczas ich występów i wykładów ale na długo przed nimi, (…), a także na długie dni i tygodnie po nich.
W trakcie naszej działalności ujawniły się także lokalne siły, dzięki którym odbywały się ciekawe wieczory dyskusyjne i odczyty literackie na temat pisarzy i ich dzieł. Pośród młodzieży wyróżniali się: Izrael [Isroelik] Gurtman, Abraham Solowicz, Mosze Kasjer i inni, którzy później, w trakcie swoich życiowych wędrówek, kontynuowali swoją działalność i miłość do żydowskiego słowa wszędzie tam, gdzie los ich zaprowadził.
Nasze kółko dramatyczne, gałąź działalności kulturalnej „Muzy”, zabłysnęło jak prawdziwy klejnot i wspinało się wciąż wyżej i wyżej. Nasze przedstawienia, wzbudzające radość i atmosferę święta, zapewniały „Muzie” zaplecze finansowe, które w późniejszym czasie pozwoliło na przenosiny do bardziej przestronnego lokalu.
Sytuacja polityczna w Polsce nie pozostawała obojętną dla młodzieży, która skupiała się wokół „Muzy”. Do twierdzy żydowskiej kultury, którą była „Muza”, również wkradały się różne polityczne prądy. Młodzież żydowska nie mogła pozostać obojętna wobec nastrojów, które ogarnęły młodzież całego świata przed wojną, w obliczu kolosalnych zmian, które zachodziły wokół.
Ktoś znajdował swój ideał w Związku Radzieckim, który graniczył z Polską, ktoś inny szukał rozwiązania problemu żydowskiego w budowie własnego państwa. Ze wszystkich ideowych ugrupowań, które znalazły miejsce dla swojej działalności w ramach „Muzy”, wykrystalizowały się dwa główne stronnictwa: komunistyczne i syjonistyczno-socjalistyczne.
Między tymi dwoma głównymi ugrupowaniami toczyła się walka o narzucenie ich ideowego porządku. Gorące i zawzięte dyskusje toczyły się między zwolennikami obu grup choć do żadnych krwawych starć nigdy nie doszło.
Były to czasy tolerancji, uprzejmości i przede wszystkim, wszystkich łączył jeden cel: upowszechniać żydowskie słowo i cenić wysoko żydowską kulturę!

Grupa przyjaciół i przyjaciółek z żydowskiej biblioteki w Jędrzejowie. W środku - Jakow Finkelsztajn i Hirsz Szejkowicz.


Nadeszły jednak ciężkie lata dla życia żydowskiego. Pierwsza wojna światowa zostawiła za sobą zgliszcza, a lata powojenne wyczerpały ekonomicznie Żydów w miasteczku. Antysemicka polityka sanacji ciężko dotknęła wszystkich dziedzin żydowskiego życia. Ale nawet w tych ciężkich czasach przebłyskiwały takie momenty jak nasze teatralne przedstawienia czy spotkania z ludźmi teatru, którzy przyjeżdżali do nas z Warszawy. Pamiętam jak grali u nas gościnnie Jonas Turkow i Diana Blumenfeld - dało nam to tak dużo radości i duchowej przyjemności!
Te piękne czasy skończyły się dla mnie w maju 1928 roku kiedy zostałam aresztowana za przygotowywanie komunistycznej odezwy na 1. maja. Zostałam skazana na półtorej roku więzienia. Po odsiedzeniu niecałego roku wyszłam za kaucją i, nie chcąc wracać do więzienia, w czerwcu 1929 roku nielegalnie opuściłam Polskę na zawsze.
Dalsza moja droga prowadziła przez Niemcy, gdzie mieszkałam do momentu dojścia Hitlera do władzy, aż do Argentyny.
Kilkadziesiąt lat minęło od pięknych dni mojej młodości. Morze krwi i łez zalało przez ten czas miasta i kraje. Dawny Jędrzejów podzielił los setek i tysięcy innych żydowskich miast i miasteczek w Polsce i wschodniej Europie. Z tych wszystkich, którzy wzbogacali, upiększali życie naszego miasteczka, uratowało się niewielu; są dziś rozsiani po całym świecie.
Lata międzywojenne na zawsze pozostaną w mojej pamięci - tak samo jak pozostaną w pamięci wszystkich, którzy ich doświadczyli. 
 

 

*
Tłumaczenia wybranych tekstów z Księgi Pamięci Żydów jędrzejowskich
[Sefer-HaZikaron LeYehudi Yendzhyev pod redakcją Shimshona Dov Yerushalmi, Tel Aviv, 1965]

Autor tłumaczenia z języka jidysz: MICHAŁ MAZIARZ 

Zrealizowano w ramach stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego


 



środa, 12 października 2022

KSIĘGA PAMIĘCI - Rochama Beker-Wilaga / Bronx

Epizod z mojego dzieciństwa w Jędrzejowie

Redakcja Księgi Pamięci poprosiła mnie o zaprezentowanie czegoś z moich wspomnień z dawnego domu - mojego miasteczka Jędrzejowa.

Urodziłam się w tym małym mieście i mieszkałam tam do 1912 roku. To miejsce jest mi drogie i wspominam je zawsze z miłością i tęsknotą. Chciałabym móc opowiedzieć o moich wczesnych latach dziecinnych ale prawda jest taka, że nie potrafię skoncentrować myśli i pisać po tak wielu latach…

Ale jeden epizod, być może głupi, pozostał w mojej pamięci jak gdyby chciał być sfotografowanym abym nigdy nie mogła o nim zapomnieć.

Sądzę, że wszyscy jędrzejowscy Żydzi w moim wieku pamiętają dwoje dziewcząt - Pesię Brin i Chanę Ferens, niech spoczywają w pokoju.

Byłam wtedy małą, mizerną dziewczynką. Chana Ferens była już wtedy panienką, a Chana - piękną i poważną dziewczyną. Mimo to byłyśmy przyjaciółkami i bawiłyśmy się ciągle w ogrodzie Ferensów.

Ogród ten graniczył z ogrodem doktora Pitasa [dr Stanisław Pitas – współzałożyciel, wraz z dr. Fe­liksem Przypkowskim, Towarzystwa Pożyczkowo-Oszczędnościowego w Jędrzejowie; obecnie to Bank Spółdzielczy - przyp. MM], ogrodzonym wysokim parkanem. Znalazłyśmy jednak w płocie niewielką szparę, miałyśmy bowiem wielką ochotę spróbować pięknych jabłek z ogrodu doktora.

Tylko ja - w tamtym czasie wątła, malutka dziewczynka - byłam w stanie przecisnąć się do smakowitego gojowskiego sadu. Dwie starsze dziewczyny namówiły mnie do popełnienia wielkiego grzechu - kradzieży…

Kilka razy chodziłam tam i z powrotem przez dziurę w płocie aby zrywać i przynosić piękne jabłka; pamiętam do dziś jak nieokrzesana Pesia napychała sobie kieszenie, a także rękawy… Nic nie mówiłam, czując respekt przed starszą dziewczyną, która już wtedy śpiewała tak pięknie, że całe miasto po prostu rozbrzmiewało jej głosem.

Kiedy po raz ostatni weszłam do ogrodu by wypełnić moje „święte posłannnictwo”, dostrzegła mnie nagle służąca doktora (wierzcie mi, pamiętam do dziś morderczy wyraz jej twarzy). Rzuciła się na mnie z taką nienawiścią i uraczyła mnie tak dźwięcznymi uderzeniami, że moja twarz długo jeszcze płonęła z bólu i wstydu…

Ale nie to było najgorsze. Ta antysemicka dziewka zdarła ze mnie ubranie i zostawiła mnie w samej tylko koszuli.

Moje przyjaciółki zostawiły mnie w ogrodzie Ferensów i pobiegły do mojej mamy, niech spoczywa w pokoju, po ubranie na zmianę… Nie muszę chyba mówić o tym jak powitała mnie mama po moim złodziejskim wybryku.

Nazajutrz Chana Ferens znalazła moje ubranie, brudne i podarte, na płocie swojego ogrodu i przyniosła mi je.

Moi jędrzejowscy przyjaciele i przyjaciółki powinni pamiętać ten komiczny epizod. Może ktoś z nich jeszcze go sobie przypomina?

 

*

Tłumaczenia wybranych tekstów z Księgi Pamięci Żydów jędrzejowskich
[Sefer-HaZikaron LeYehudi Yendzhyev pod redakcją Shimshona Dov Yerushalmi, Tel Aviv, 1965]

Autor tłumaczenia z języka jidysz: MICHAŁ MAZIARZ 

Zrealizowano w ramach stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego


 



 

poniedziałek, 10 października 2022

KSIĘGA PAMIĘCI - Wolf Brenner, 2/2

cz. 2

Środki do życia zapewniały nam lokale Linas Hacedek i Bikur Cholim, które znajdowały się w naszym domu, przy ulicy Pińczowskiej 12, a które zostały oddane policji żydowskiej. Dzięki temu udało mi się załapać tam do pracy jako goniec. Moim zadaniem było dostarczanie jedzenia Żydom przebywającym w areszcie przy ulicy 11 Listopada.

Należy wspomnieć, że wśród aresztowanych znajdowała się również kobieta o nazwisku Fejga Gluzman, której „grzechem” było, że złapano ją z drobiem. Była podejrzana o to, że niesie mięso do żydowskiego rzeźnika.

Mając kontakt z aresztowanymi mogłem im pomagać kontaktować się z ich rodzinami.

Żydowski policjant Zelig Trajman, który zwykł eskortować żydowskich robotników w drodze do pracy w Sędziszowie, został zastrzelony bez żadnej przyczyny. Została po nim tylko policyjna czapka, którą natychmiast zabrałem - od tej pory ułatwiała mi wchodzenie do getta i wychodzenie z niego, jak i odwiedzanie innych miejsc w Jędrzejowie.

W takich warunkach przeżyłem aż do pierwszej deportacji do Treblinki, która miała miejsce trzy dni przed Jom Kippur 1940 roku. I znów przydarzył mi się niebywały cud.

Znajdując się wśród tysięcy Żydów przeznaczonych do deportacji do Treblinki, do mnie i do żydowskiego policjanta Motla Solarza zbliżył się SS-man i rozkazał nam: „Wracajcie z  powrotem do getta, zbierzcie dużo drobiu i przynieście go do kantyny”. SS-man wysłał razem z nami żandarma, który miał nam towarzyszyć przy tej „prawdziwej” pracy.

Wkrótce po dotarciu do punktu zbornego, wszystkie jędrzejowskie rodziny żydowskie wysłano na stację kolejową, a stamtąd przetransportowano do Treblinki. Po wysiedleniu pozostawiono około 200 ludzi, którzy mieli zlikwidować żydowski majątek w Jędrzejowie. Ja wraz z Motlem Solarzem, po wykonaniu „dobrego uczynku” jakim było łapanie kur dla kantyny SS, również znaleźliśmy się wśród pozostałych przy życiu Żydów. Wysłano nas wszystkich do budynku Judenratu przy ulicy Pińczowskiej 12, który był już faktycznie „Judenrein”…

Stamtąd zaprowadzono nas wszystkich do domu Skrzypczyka, który został wyznaczony na lokalizację małego getta. Pod nadzorem niemieckich żandarmów i SS zaczęliśmy pakować majątek jędrzejowskich Żydów i i wysyłać wszystko do centralnego magazynu, który znajdował się w domu Izraela Rozenberga przy ulicy Pińczowskiej 16. Wszystkie towary wysyłano do Niemiec, a meble, sprzęty domowe i ubrania sprzedawano na licytacji. Polscy wrogowie za marne grosze kupowali żydowską spuściznę, dziedzictwo przekazywane z pokolenia na pokolenie. Nadzorcą tych „transakcji”, jak również całej naszej pracy, był okryty złą sławą niemiecki żandarm Luesse. Razem ze mną do tej pracy skierowano moich szwagrów - Fajwela Grosmana i Mosze Efraima Lipskiego, jak również mojego kuzyna Mosze Ledermana. W tamtym czasie w głowach niektórych młodych jędrzejowskich Żydów pojawiła się myśl o oporze jeśli Niemcy spróbują zlikwidować małe getto.

Tę myśl podzielali, poza mną, Jekl Obarzanek, Moszke Lenczner, Chaim Rozenbojm i Judenharc, imienia którego nie mogę sobie niestety przypomnieć.

Pewien Polak, Marcinkowski, zakupił dla nas rewolwer i Jekl Obarzanek nauczył nas potajemnie strzelać.

16 lutego 1943 roku SS-mani otoczyli znienacka małe getto i zgromadzili nas wszystkich na podwórzu. Naprzeciwko domu Skrzypczyka, gdzie znajdowało się małe getto, stał dom, tak zwany „szpital epidemiczny”. Wyprowadzono z niego wszystkich chorych po czym zastrzelono na naszych oczach. Był między nimi także mój kuzyn, Jekl Lederman.

Jeden z chorych miał niewyobrażalne szczęście. Szmul Wargoń, syn błogosławionej pamięci Mosze Wargonia - znanego jędrzejowskiego członka partii Mizrachi, szanowanego działacza społecznego, który chorował na tyfus plamisty, zaczął nagle uciekać jak gdyby wstąpiły w niego nadludzkie siły. Mordercy strzelali do niego ale nie trafili i udało mu się uciec. Żyje i mieszka dziś w Australii.

Po bezlitosnej rzezi chorych zapakowano nas na ciężarówki, oddzielając od nas małe dzieci, które mordercy chcieli rozstrzelać na miejscu. Ale tutaj znów wydarzyły się prawdziwe cuda. Znajdowała się między nami Żydówka z Tomaszowa Mazowieckiego, z małym dzieckiem. Dziecko rzuciło się na ziemię, zanosiło się płaczem i krzyczało: „Nie strzelajcie do mnie, jestem jeszcze mały i chcę żyć!”. To wołanie poruszyło kamienne serca morderców, którzy pozwolili nam zabrać wszystkie dzieci, które znajdowały się jeszcze w małym getcie.

Życie w Skarżysku było koszmarem: ciężka praca, głód i niedola. Ludzie chorowali na tyfus plamisty i umierali pozbawieni jakiejkolwiek opieki medycznej. Jedną z tych ofiar był mój brat Mosze, niech B-g pomści jego krew. Także ja sam przeszedłem kilka ciężkich chorób. Byłem bardzo słaby i czułem, że ja również przypłacę to życiem. Zdecydowałem się uciec z tej gehenny i udać się z powrotem do Jędrzejowa. O swoim planie opowiedziałem kilku przyjaciołom z Jędrzejowa. Zgodzili się wykonać ten ryzykowny krok razem ze mną. Byli wśród nich: Icchak Lenczner, Szmulik Goldberg i Szmul Belfer ze swoją żoną Belką. Ostatnich troje wkrótce nas opuściło i razem z Icchakiem Lencznerem ruszyliśmy w stronę Suchedniowa.

[Po drodze natknęliśmy się na] wojskowy patrol, który rozkazał nam zatrzymać się. Biegliśmy dalej, patrol zaczął strzelać - mój przyjaciel, błogosławionej pamięci Icchak Lenczner zginął, a mnie także tym razem udało się uciec od pewnej śmierci. Dowlokłem się do Kielc i dostałem się do getta. Wkrótce zlikwidowano także getto kieleckie, a mnie, wraz z kieleckimi Żydami, wysłano do Pionek niedaleko Radomia. Początkowo pracowałem przy wyładunku węgla. Później powstała tam fabryka pod nazwą „Schmidt Gesellschaft”, w której pracowałem aż do końca 1944 roku.

Ze smutkiem obserwowałem powieszenie Lejba Brandesa, niech B-g pomści jego krew - znaleziono przy nim butelkę wódki, która była własnością fabryki. Wkrótce Brandes, będąc na szubienicy, wykrzyknął: „Żydzi weźcie…!” - słowa „odwet” nie zdążył już wypowiedzieć. Stryczek na szyi zakończył jego życie!

Z Pionek wysłano nas do Sachsenhausen. Tam każdemu z nas pobrano krew dla rannych [niemieckich] żołnierzy.

Wysłano nas następnie do Gliwen [prawdopodobnie chodzi o obóz Schlieben - przyp. MM], do którego wcześnie wysyłaliśmy maszyny z Pionek, abyśmy ponownie zmontowali fabrykę. Pracowaliśmy tam jeszcze przez jakiś czas.

Trochę później ponownie wysłano nas do Sachsenhausen - w grupach po 25 osób, a w maju 1945 przewieziono nas do Bergen-Belsen. To był ostatni etap naszego odkupienia! Tam mieliśmy szczęście usłyszeć o klęsce Hitlera, niech jego imię będzie wymazane, i tam też zostaliśmy wyzwoleni i (…).

Tam też wziąłem ślub z moją żoną Sarą Goldberg, również wyzwoloną z obozu pracy.

W 1946 roku przybyliśmy do Izraela nielegalnie, statkiem Tel Hai. Zatrzymali nas Anglicy i odesłali do Atlit [miejscowość w pobliżu Hajfy – przyp. MM]. Tymczasem powstało Państwo Izrael i zostaliśmy uwolnieni. Byliśmy, błogosławione niech będzie imię boże, wolnymi obywatelami Państwa Izrael, naszego własnego państwa. Zamieszkaliśmy w Jaffie, przy Sderot Jeruszalaim 85. Jesteśmy dumni z naszych czworga dzieci i opowiadamy im o tym, czego doświadczyliśmy od nazistów, niech imię ich będzie wymazane!

*

Tłumaczenia wybranych tekstów z Księgi Pamięci Żydów jędrzejowskich
[Sefer-HaZikaron LeYehudi Yendzhyev pod redakcją Shimshona Dov Yerushalmi, Tel Aviv, 1965]

Autor tłumaczenia z języka jidysz: MICHAŁ MAZIARZ 

Zrealizowano w ramach stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego


 



 

piątek, 7 października 2022

KSIĘGA PAMIĘCI - Wolf Brener, 1/2

Wolf Brener opowiada

Urodziłem się w Jędrzejowie jako syn Majera i Hendli, córki błogosławionej pamięci Abrama Ledermana. Mieliśmy sklep bławatny przy ulicy Pińczowskiej pod numerem 12.

Na dzień przed wybuchem wojny Niemcy zbombardowali stację kolejową. Jedna z bomb całkowicie zrujnowała dom należący do Słabęckiego, Polaka. Lokatorami byli prawie wyłącznie Żydzi. Na szczęście żadnego z nich nie było wtedy w domu dzięki czemu przeżyli, tracąc jednakże wszystkie sprzęty domowe, meble, a także swoje mieszkania.

Autobus pełen bezdomnych uciekinierów, który przejeżdżał przez miasto także został trafiony przez niemiecką bombę. Wszyscy pasażerowie zginęli na miejscu.

Wkrótce po wkroczeniu do miasta Niemcy zaczęli wyłapywać ludzi do pracy - na ulicy, a także wyciągając ich wprost z mieszkań.

Niemcy zawsze wyłapywali więcej ludzi niż było im potrzeba aby znęcać się nad jak największą liczbą Żydów…

Kilka dni później naziści ogłosili, że w jednym z domów żydowskich znaleziono broń. Zabrano trzech Żydów: rzeźnika Mordechaja Szelera, Szlamę Feldmana (syna Rubina-kowala), z zawodu zegarmistrza oraz jednego Żyda, którego nazwiska nie mogę sobie przypomnieć. Według świadectwa Lejbusza Fejgenbojma był to człowiek o nazwisku Kochan. Wszystkich trzech zastrzelono na miejscu.

Ta potworna zbrodnia wywołała w mieście wielką panikę.

Kilka dni później Niemcy, za pomocą imiennych wezwań, zgromadzili wszystkich Żydów z ulicy 11 Listopada w budynku straży pożarnej. Stamtąd wysłano ich koleją do Cieszanowa niedaleko owianego złą sławą obozu zagłady w Bełżcu. Po przybyciu na stację kolejową w Lublinie rozkazano nam wyjść z wagonów po czym na powrót wejść do tych samych wagonów, ciągnąc za sobą ciężko pobitych.

Po przybyciu do Cieszanowa skierowano nas do kopania okopów. To była bardzo ciężka praca, ponad ludzkie siły. Moja kuzynka Mala Lederman, która żyła na aryjskich papierach i nie miała żydowskiego wyglądu, zwróciła się do komendanta wraz z kilkoma innymi kobietami, które również ukrywały się na aryjskich papierach, aby zgodził się na otwarcie pralni na potrzeby tysięcy więźniów znajdujących się w obozie. Moja kuzynka otrzymała zgodę i otworzyła pralnię. Ale jej szczęście nie trwało długo. Kilka dni po uruchomieniu pralni pojawił się komendant i przegnał z pralni wszystkie kobiety, które tam pracowały, mówiąc, że z „przyczyn strategicznych” nie wolno trzymać kobiet tak blisko frontu… Od tej pory pralnię prowadzili wyłącznie mężczyźni. Byłem wśród „szczęściarzy”, których wysłano do tej pracy.

Moja kuzynka była zdeterminowana by wyciągnąć z obozu mnie, jak również mojego szwagra Mosze Efraima Lipskiego pochodzącego z Kutna. Znalazła chrześcijańskiego woźnicę, który zgodził się, za dużą sumę, przewieźć nas w pobliże naszego domu późną nocą. Niewielu Żydów miało wówczas przepustkę na jazdę koleją w nocy.

Mój szwagier obawiał się ryzyka ale ja wraz z kilkoma innymi Żydami udałem się do woźnicy i ruszyliśmy w drogę. Pamiętam, że była piątkowa noc po święcie Rosz Haszana 1940 roku. Dotarliśmy bez przeszkód do Tomaszowa Lubelskiego skąd ruszyliśmy dalej w stronę Zamościa, jednakże dwa kilometry przed miastem znajdował się obóz wojskowy. Zatrzymali nas strażnicy. Woźnicę, który miał zezwolenie na jeżdżenie nocą, puścili wolno, a nas, 5-6 Żydów, aresztowali. Zamknęli nas w stodole i oznajmili, że przy pierwszej próbie ucieczki zastrzelą nas na miejscu.

Rankiem zjawił się komendant. Gdy usłyszał co się wydarzyło, stał się cud - komendant uwolnił nas bez żadnej kary dodając: „Przeklęci Żydzi, jeśli jeszcze raz złapiemy was na drodze nocą, zostaniecie rozstrzelani na miejscu”! Nie mogliśmy uwierzyć w to co usłyszeliśmy i natychmiast zaczęliśmy biec w stronę Zamościa. Po drodze napotkaliśmy wysłannika zamojskiego Judenratu. Wyruszył on żeby nas ratować po tym jak nasz woźnica dotarł do Judenratu i opowiedział co się wydarzyło i gdzie się znajdujemy.

Członkowie zamojskiego Judenratu zajęli się nami bardzo przyjaźnie - niech będzie im to policzone. Z Zamościa wysłali nas do Szczebrzeszyna. Stamtąd, idąc przez miasteczka Turobin, Kraśnik, Ostrowiec, Łagów, dotarliśmy do Kielc.

Tego samego dnia Kielce odwiedziłważny gość” - generalny gubernator Frank z Krakowa. W mieście pojawiły się obwieszczenia, że Żydom zabrania się przebywania na ulicach. Kiedy spotkał mnie krewny Jakow Złotnik (Cwejgenbojm), mieszkający na targowisku, wprost nie mógł uwierzyć własnym oczom - że oto jestem cały i zdrów na kieleckiej ulicy.

W wigilię [święta] Jom Kippur 1940 roku byłem z powrotem w domu z moimi drogimi rodzicami.

koniec cz. 1

*

Tłumaczenia wybranych tekstów z Księgi Pamięci Żydów jędrzejowskich
[Sefer-HaZikaron LeYehudi Yendzhyev pod redakcją Shimshona Dov Yerushalmi, Tel Aviv, 1965]

Autor tłumaczenia z języka jidysz: MICHAŁ MAZIARZ 

Zrealizowano w ramach stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego