piątek, 4 listopada 2022

KSIĘGA PAMIĘCI - Benjamin Gutman / Holon

Moje przeżycia i wizyta w Jędrzejowie 

Kiedy naziści zajęli Jędrzejów, pracowałem w wielkim składzie należącym do mojego dziadka, Dawida Riterbanda. Wkrótce okupanci zarekwirowali wszystkie towary, które się tam znajdowały - gotowe produkty lub materiały - i ogłosili, że są im one niezbędne do celów wojennych.

Mojego ojca, braci i mnie pozostawiono na miejscu i wydano nawet oficjalne dokumenty, w których zaliczono nas do „przydatnych Żydów”. Na tej podstawie mogliśmy poruszać się bez przeszkód po terenie całego Generalnego Gubernatorstwa aby móc kupować materiały niezbędne dla nazistowskiego przemysłu wojennego.

W ten sposób mogłem poruszać się po terenie całej Polski, jeździć koleją (co było wówczas Żydom surowo wzbronione). Ale pomimo posiadania przepustki, musiałem również nosić na ramieniu niebieską opaskę z gwiazdą Dawida…

W mieście naziści stopniowo wprowadzali kolejne dotyczące Żydów zarządzenia, na podstawie których Żydzi zostali w końcu umieszczeni w getcie pomiędzy ulicami Pińczowską i Łysakowską.

Podróżując pomiędzy polsko-żydowskimi miastami i miasteczkami, jak również po polskich wsiach, widziałem na własne oczy naszą wielką tragedię, cierpienie i ból naszych braci i sióstr, młodych i starych. Czułem, że wszyscy jesteśmy zgubieni, że prędzej czy później zabiją nas wszystkich i nie zostanie po nas żaden ślad.

Przeżyłem pierwsze wysiedlenie jędrzejowskiej ludności żydowskiej do Treblinki.

Mój umysł snuł rozmaite plany - w jaki sposób ratować się po tym jak wszystkich moich bliskich zabrano właśnie do Treblinki, gdzie tak tragicznie zakończyli swoje życie…

Próbowałem zakopać część naszego dobytku choć nie miałem najmniejszej nadziei, że dożyję momentu odkopania go…

Nocowałem u Aszera Ledermana. Pewnego ranka, gdy dopiero co wyszedł do pracy, wrócił po chwili mówiąc, że getto jest otoczone przez SS i niemiecką policję i że jesteśmy w przeddzień drugiego „wysiedlenia”, którego ostatecznym celem jest całkowite oczyszczenie Jędrzejowa z Żydów.

Szybko wydostałem się z getta do mojego miejsca pracy i przekazałem mojemu „komisarzowi” gorzkie wieści, jakie usłyszałem, po czym ukryłem się w psiej budzie… Widziałem stamtąd jak ostatni jędrzejowscy Żydzi prowadzeni są do pociągu. Przypadkiem przechodził tamtędy znajomy Polak, spostrzegł mnie i poradził bym udał się do Miąsowej i stamtąd jechał dalej.

Czekając w Miąsowej na pociąg do Skarżyska, przed moimi oczami przejechał pociąg towarowy wiozący jędrzejowskich Żydów w zamkniętych wagonach. Wśród deportowanych dojrzałem twarze Zacharie Brajtborta, Jeszajahu Majersona i kilku innych znanych mi Żydów.

W Skarżysku przekazałem naszym jędrzejowianom wiadomość, że miasto jest już „Judenrein”…

Bałem się tam pozostać i wyjechałem do Końskich. Stamtąd nawiązałem kontakt z moim niemieckim „komisarzem”, który rozkazał mi natychmiast wracać do Jędrzejowa zapewniając mnie, że wkrótce mnie tam „zalegalizuje”… Tak jak moich dwóch braci - Icka [Izaaka] i Berisza, którzy zostali już przez niego „zalegalizowani”. Nie miałem innego wyjścia - poszedłem za jego radą i wróciłem do Jędrzejowa. Na stacji kolejowej Niemcy przeszukali mnie starannie, a następnie aresztowali. Wysłali mnie do małego getta, gdzie znajdowało się wtedy trochę Żydów, wśród nich także moi bracia Icek i Berisz, zatrudnieni przy „likwidacji mienia” deportowanych Żydów…

Znów zacząłem planować w jaki sposób ratować siebie i moich braci. Jednakże straszny koniec nadszedł!

Garstkę Żydów pozostających w małym getcie również wysiedlono do obozu pracy w Skarżysku. Sytuacja tam była straszna. Z jednej strony głód i cierpienie, z drugiej - nieludzkie traktowanie ze strony „strażników”, a także ciężka epidemia tyfusu, która zebrała swoje żniwo. Żydzi żyli tutaj w tak niewyobrażalnych warunkach, że śmiertelnie chorzy bali się zgłaszać chorobę bo oznaczało to pewną śmierć. Ludzie, którzy nie pracują nie mają prawa żyć na tym świecie…

I tak obaj moi bracia chorowali wskutek ciężkiej pracy - aż zakończyło się ich młode życie!...

Po tym wielkim nieszczęściu, które mnie spotkało, rozmówiłem się z Ruwenem Rubinkiem, że musimy obaj uciec z obozu z powrotem do Jędrzejowa.

Nasz plan się powiódł - bez przeszkód wróciliśmy ze skarżyskiego obozu do Jędrzejowa. Mimo to byliśmy w wielkim niebezpieczeństwie. Niemcy obwieścili, że za każdego znalezionego Żyda dają flaszkę spirytusu i kilogram cukru.

Między naszymi polskimi sąsiadami-wrogami [gra słów - w języku jidysz słowa te brzmią podobnie - przyp. MM] nie brakowało amatorów gotowych wypełnić taką „patriotyczną” i „szlachetną” misję.

Dowiedziawszy się, że w piwnicy domu Mosze Mandla ukrywa się kilkoro Żydów, skierowaliśmy się tam i również znaleźliśmy [dla siebie] kryjówkę, która mierzyła zaledwie 1,2 m szerokości, 2 m długości i 1,2 m wysokości. Wśród 7 osób, które przechowały się tam przez 2 lata, byli jędrzejowianie: Izrael Rubinek, Herszel Mauer, Majer Kluska i jego brat Jechezkiel.

Bywały czasy, gdy za żadne pieniądze nie byliśmy w stanie zdobyć jedzenia czy picia. Sam „czynsz” wynosił 1000 złotych miesięcznie, za jedzenie płaciliśmy osobno.

Niech będzie błogosławiony fakt, że żył w Jędrzejowie Polak nazwiskiem Jaskulski, który wiedział o tym, że tam się ukrywamy się i zorganizował nam nawet światło elektryczne. Pojawiła się też w bunkrze Żydówka z Wiślicy, której pozwoliliśmy zostać z nami. Uzyskaliśmy przez nią kontakt z doktorem Przypkowskim, który przekazał nam leki oraz pieniądze, a także z właścicielem ziemskim / dziedzicem Różyckim [Menachem Horowicz / relacja dla Yad Vashem: „Był on dyrektorem Związku Ziemian „Opatkowice” - przyp. MM] - również przyjacielem Żydów, który bardzo nam dopomógł.

Kilka tygodni przed naszym wyzwoleniem Niemcy coś wywęszyli - zaczęli szukać i przetrząsać okolice naszego bunkra  chcąc wyłapać ukrywających się Żydów… Musieliśmy być jeszcze bardziej ostrożni, często bywaliśmy także głodni… Izrael Rubinek, błogosławionej pamięci, nie wytrzymał tego - ciężko zachorował i zmarł w bunkrze. Nasza wspólna kryjówka stała się jego grobem.

Będąc w bunkrze dowiedzieliśmy się o wszystkich nieszczęściach, które dotknęły naszych jędrzejowskich Żydów, jak również o barbarzyńskim zbezczeszczeniu Świętej Tory, której zwoje zawieszono między dwoma wagonami podczas wysiedlenia i rozdarto, [a Żydów] zmuszano do deptania jej i tańczenia na niej.

Dożyliśmy odkupienia! Wrogowie uciekli, a my wygraliśmy nasze wyzwolenie. Nie mogliśmy już jednak pozostać dłużej w Jędrzejowie. Ziemia paliła się nam pod stopami.

Po tym jak błogosławionej pamięci Majer Fridberg i dziewczyna z Wodzisławia zostali zastrzeleni przez jędrzejowskiego żydożercę, wyjechaliśmy przez Niemcy do Izraela, gdzie odnalazłem mojego ocalonego brata Mordechaja, niech żyje!

Jestem szczęśliwy, że jestem w Izraelu - opowiadam o moich przeżyciach podczas przerażających rządów Hitlera, niech jego imię będzie wymazane, i o Zagładzie Żydów w Polsce i w Europie Wschodniej.
Niech Bóg pomści krew sług swoich przelaną! [nawiązanie do Psalmu 79,10 - na podstawie: http://bibliepolskie.pl - przyp. MM]


*

Tłumaczenia wybranych tekstów z Księgi Pamięci Żydów jędrzejowskich
[Sefer-HaZikaron LeYehudi Yendzhyev pod redakcją Shimshona Dov Yerushalmi, Tel Aviv, 1965]

Autor tłumaczenia z języka jidysz: MICHAŁ MAZIARZ 

Zrealizowano w ramach stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego


 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz