środa, 12 października 2022

KSIĘGA PAMIĘCI - Rochama Beker-Wilaga / Bronx

Epizod z mojego dzieciństwa w Jędrzejowie

Redakcja Księgi Pamięci poprosiła mnie o zaprezentowanie czegoś z moich wspomnień z dawnego domu - mojego miasteczka Jędrzejowa.

Urodziłam się w tym małym mieście i mieszkałam tam do 1912 roku. To miejsce jest mi drogie i wspominam je zawsze z miłością i tęsknotą. Chciałabym móc opowiedzieć o moich wczesnych latach dziecinnych ale prawda jest taka, że nie potrafię skoncentrować myśli i pisać po tak wielu latach…

Ale jeden epizod, być może głupi, pozostał w mojej pamięci jak gdyby chciał być sfotografowanym abym nigdy nie mogła o nim zapomnieć.

Sądzę, że wszyscy jędrzejowscy Żydzi w moim wieku pamiętają dwoje dziewcząt - Pesię Brin i Chanę Ferens, niech spoczywają w pokoju.

Byłam wtedy małą, mizerną dziewczynką. Chana Ferens była już wtedy panienką, a Chana - piękną i poważną dziewczyną. Mimo to byłyśmy przyjaciółkami i bawiłyśmy się ciągle w ogrodzie Ferensów.

Ogród ten graniczył z ogrodem doktora Pitasa [dr Stanisław Pitas – współzałożyciel, wraz z dr. Fe­liksem Przypkowskim, Towarzystwa Pożyczkowo-Oszczędnościowego w Jędrzejowie; obecnie to Bank Spółdzielczy - przyp. MM], ogrodzonym wysokim parkanem. Znalazłyśmy jednak w płocie niewielką szparę, miałyśmy bowiem wielką ochotę spróbować pięknych jabłek z ogrodu doktora.

Tylko ja - w tamtym czasie wątła, malutka dziewczynka - byłam w stanie przecisnąć się do smakowitego gojowskiego sadu. Dwie starsze dziewczyny namówiły mnie do popełnienia wielkiego grzechu - kradzieży…

Kilka razy chodziłam tam i z powrotem przez dziurę w płocie aby zrywać i przynosić piękne jabłka; pamiętam do dziś jak nieokrzesana Pesia napychała sobie kieszenie, a także rękawy… Nic nie mówiłam, czując respekt przed starszą dziewczyną, która już wtedy śpiewała tak pięknie, że całe miasto po prostu rozbrzmiewało jej głosem.

Kiedy po raz ostatni weszłam do ogrodu by wypełnić moje „święte posłannnictwo”, dostrzegła mnie nagle służąca doktora (wierzcie mi, pamiętam do dziś morderczy wyraz jej twarzy). Rzuciła się na mnie z taką nienawiścią i uraczyła mnie tak dźwięcznymi uderzeniami, że moja twarz długo jeszcze płonęła z bólu i wstydu…

Ale nie to było najgorsze. Ta antysemicka dziewka zdarła ze mnie ubranie i zostawiła mnie w samej tylko koszuli.

Moje przyjaciółki zostawiły mnie w ogrodzie Ferensów i pobiegły do mojej mamy, niech spoczywa w pokoju, po ubranie na zmianę… Nie muszę chyba mówić o tym jak powitała mnie mama po moim złodziejskim wybryku.

Nazajutrz Chana Ferens znalazła moje ubranie, brudne i podarte, na płocie swojego ogrodu i przyniosła mi je.

Moi jędrzejowscy przyjaciele i przyjaciółki powinni pamiętać ten komiczny epizod. Może ktoś z nich jeszcze go sobie przypomina?

 

*

Tłumaczenia wybranych tekstów z Księgi Pamięci Żydów jędrzejowskich
[Sefer-HaZikaron LeYehudi Yendzhyev pod redakcją Shimshona Dov Yerushalmi, Tel Aviv, 1965]

Autor tłumaczenia z języka jidysz: MICHAŁ MAZIARZ 

Zrealizowano w ramach stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego


 



 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz