(...)
[Marek] Edelman: - Każdy jej [Ireny Gelblum, łączniczki Żydowskiej Organizacji Bojowej] numer był sensacyjny. Wysłaliśmy ją do Będzina, żeby sprawdziła, czemu nie wracają stamtąd kolejne łączniczki. Sforsowała zieloną granicę, zlokalizowała dziewczyny w obozie pod miastem, jedna to Sara, drugiej nie pamiętam. Skołowała strażnika, weszła do obozu, dała im cywilne ciuchy, wyprowadziła je, dowiozła do Warszawy. Ta akcja zakrawała na cud.
(...)
Z tego, co mówi Irka, wynika, że Edelmana zawodzi pamięć, jeśli chodzi o akcję będzińską. Wysłano ją tam w grudniu 1943 roku nie na poszukiwanie łączniczek, ale ukrywających się niedobitków z sierpniowego powstania w tamtejszym getcie. Miała im dostarczyć pieniądze na ucieczkę do partyzantki. Na trop jednej z zaginionych łączniczek, Reginy Kukiełki-Herszkowicz, wpadła przypadkiem. Namówiła jej siostrę Sarę, by pojechały do Mysłowic (...), do obozu leżącego w pół drogi między Będzinem a Oświęcimiem. Gdy tam odnalazły Renię, Irka narzuciła jej na ramiona swój skórzany czarny płaszcz (ten, który tak się wbił w pamięć jej kolegom z konspiracji) i kazała im wyjść: "Nikt się nie połapie. Weszły dwie, wyjdą dwie, jedna w długim czarnym płaszczu". "A ty?" - pyta Renia. "Poradzę sobie". I poradziła. W Warszawie najpierw dostanie opieprz za brak subordynacji, a potem dopiero pochwałę za bohaterstwo.
(...)
Źródło:
Artykuł Joanny Szczęsnej - Wysokie Obcasy nr 92, wydanie z dnia
19/04/2014 TWARZE, str. 16
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz