sobota, 24 grudnia 2022

KSIĘGA PAMIĘCI - Jakow Elbojm błogosławionej pamięci / Tel Awiw

Z moich przeżyć podczas drugiej wojny światowej. Wspomnienia 

Ucieczka z Jędrzejowa w roku 1939

Do wybuchu wojny mieszkałem w Jędrzejowie. Nasze miasteczko było w zasadzie spokojnym i cichym miejscem, gdzie Żydzi żyli nieźle. Toczyło się tam też spokojne życie społeczne. Do wybuchu wojny dobrze rozwijała się tam działalność wszystkich [żydowskich] partii.

W niedzielę 3 września 1939 w naszym spokojnym mieście wybuchło ogromne zamieszanie, zwłaszcza wśród Żydów, którzy czuli instynktownie, że stoją przed krwawą powodzią, która zmiecie ich z horyzontu.

Z jednej strony, wszystkimi ulicami maszerowały zuchwałe hitlerowskie zastępy, dumne z łatwego zwycięstwa; z drugiej - żydowska ludność z kosturami w rękach wlokła się wszystkimi drogami w poszukiwaniu nowego miejsca dla siebie i swoich maleńkich dzieci.

Ludzie uciekają. Niektórzy na furze ciągniętej przez konie, ale większość pieszo, z pakunkami na plecach, z rodzicami w podeszłym wieku, wokół nich kobiety z małymi dziećmi.

Uciekających odprowadzają z “niemiecką precyzją” samoloty, które bez końca i bez litości zrzucają bomby na niewinną i bezbronną ludzką masę. Wszystko się trzęsie. Domy wylatują w powietrze. Wśród uciekających nie brakuje ofiar.

Wszystkie państwowe instytucje są ewakuowane, wszystko pakuje się w pośpiechu. Władze i urzędnicy są w panice i uciekają wraz z tłumem, nie wiedząc dokąd…

Cywile są zagubieni - widzą, że są bezbronni. Nie ma żadnych władz, nie ma wojska, nie ma broni. [Ludzie] widzą, jak ich domy i dobytek są niszczone, płoną i nie wiedzą nawet co przyniesie im kolejny dzień…

Przeklętego 3 września 1939 roku nie zapomnę do końca moich dni!


Potworny marsz przez Polskę

Opuściwszy dom mojej młodości, wlokę się bezwiednie wśród potoku bezdomnych, którym towarzyszą bezlitośni i okrutni niemieccy lotnicy, bez ustanku zrzucający bomby zapalające. A liczba ofiar wciąż rośnie…

Rodzice zostawiają za sobą strzępy dzieci, które padły ofiarą bomb, i idą dalej… To samo robią dzieci, które w bombardowaniach straciły rodziców.

Po przybyciu do wsi Mnichów pod Jędrzejowem, napotkałem tam znanego chrześcijanina, ważną osobistość, członka polskiego Senatu, który również uciekał. Pytam go: „Dokąd uciekamy?” On odpowiada z całkowitą pewnością: „Musimy się przedostać na drugi brzeg rzeki Nidy, tam bohaterska polska armia da odpór i stamtąd wrócimy do domu”…

Docierając nad brzeg Nidy, nie znaleźliśmy żadnego śladu polskich żołnierzy… Charakterystyczne, że nawet wysocy polscy urzędnicy, jak ten senator, sądzili naiwnie, że Polska jest w stanie prowadzić wojnę i stawić opór siłom hitlerowskim. To pokazuje, że polska władza nawet przed swoimi urzędnikami i zwykłymi obywatelami ukrywała prawdziwy stan swojej armii.

W Mnichowie spotkałem wielu znanych Żydów z Jędrzejowa, jak również z innych miasteczek, którzy, biedni, tułali się ze swoimi walizkami i plecakami nie wiedząc dokąd uciekać…

Spotkałem tam również naszego chasydzkiego działacza i miejscowego bogacza, reb Mordechaja Josefa Werdygiera błogosławionej pamięci, ubranego w tałes, trzymającego w dłoni tefilin. Na moje pytanie: „Reb Mordechaj Josef, dokąd idziemy?” odpowiedział mi zrozpaczony: „Ja idę na tułaczkę z moim żydowskim narodem!” I tak poszliśmy dalej aż do Chmielnika, gdzie chcę trochę odpocząć. Nie jest mi to jednak pisane - nagle wzbiera tumult i wszyscy chmielniccy Żydzi zaczynają uciekać wraz z nami…

Wędrujemy dalej. Byliśmy w Busku, Stopnicy, Staszowie, dowlekliśmy się wreszcie do małej mieściny zwanej Bogoria. Ale tutaj również, jak się okazuje, nie możemy zaznać ani minuty odpoczynku. Znów wybucha ogromna panika. Ogromna armia samolotów niemieckich próbuje zmieść ważny strategiczny punkt Bogoria z bożego świata, wykazując przy tym nie lada „odwagę”!…

Ci, którzy przeżyli atak lotniczy na Bogorię, ruszają dalej. I tak, jesteśmy najpierw w Ożarowie, potem Rachowie [ראַכאָוו - prawdopodobnie Raków koło Łagowa co wskazuje być może, że autor przywołuje nazwy mijanych miejscowości w przypadkowej kolejności, niekoniecznie odpowiadającej faktycznej marszrucie - przyp. MM], Opatowie, Zawichoście, by wreszcie dotrzeć nocą do Sandomierza, gdzie chcemy przejść na drugą stronę Wisły. Ale most również został zbombardowany i jest zamknięty dla nieszczęsnej masy tułaczy - przepuszcza się tylko „bohaterską” polską armię, która ucieka wciąż dalej i dalej od wroga…

Żydzi są zrozpaczeni. Płacz i zawodzenie młodych i starych jest nie do opisania. Wszyscy bez wyjątku mówią: „Lepiej byłoby rzucić się do Wisły niż wpaść w ręce hitlerowskich morderców!”…

Nagle zjawia się polski oficer i krzyczy: „Biegnijcie czym prędzej przez most!” Powstaje nieopisany tumult. Ludzie zmieniają się w zwierzęta. Biegną jak szaleni, tratując starych, chorych, kobiety i dzieci. Każdy chce jak najszybciej pokonać most.

Uciekaliśmy dalej jeszcze kilka kilometrów, aż do pierwszej polskiej wsi. Tam odpoczęliśmy chwilę, po czym poszliśmy dalej, do Rozwadowa w Galicji.


Masowy mord dokonany przez niemieckich lotników

Tam przeżyliśmy bestialski moment, którego nie zapomnę do końca życia. Na stacji kolejowej stały trzy pociągi pasażerskie pełne wygnanych z domu ludzi. Znienacka nadleciało mnóstwo niemieckich samolotów, zrzucając na pociągi bomby zapalające. Lokomotywy i wagony zostały rozerwane na strzępy. Wszyscy uciekinierzy spłonęli. Niemieccy mordercy odnieśli zwycięstwo. Cieszyli się widząc żywe płonące pochodnie, patrząc na niewinne, nieszczęsne ofiary…

Szatan cieszył się pokazując swoją siłę - zmieniając pięknie umundorowanych niemieckich lotników w zwierzęta!

*

Tłumaczenia wybranych tekstów z Księgi Pamięci Żydów jędrzejowskich
[Sefer-HaZikaron LeYehudi Yendzhyev pod redakcją Shimshona Dov Yerushalmi, Tel Aviv, 1965]

Autor tłumaczenia z języka jidysz: MICHAŁ MAZIARZ 

Zrealizowano w ramach stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz